Wyprawa zimowa górska - o dwóch takich co brneli w śniegu po kolana ;)



TO 9 był lutego poranna zrzedła mgłą. Wielu chętny na wyprawę w koło pozostali tylko dwaj. Pierwsza wyprawa górska miała za zadanie – być niczym innym jak pierwszą górską wyprawą ludzi i innych osobników( ja )  w dzicz leśną. Chętni zostali zaproszeni i mieliśmy w obszarach głębokiego umysłu schowanego za szarą masą nadzieję, że ktoś się zbierze z rana w sobotę i dotrzyma nam towarzystwa.  Jaki było moje zdziwienie gdy okazało się ,że chętnych jest więcej niż miejsc  w samochodach !!! CO tu robić!!! TO proste obudziłem się i poszedłem umyć. NA miejscu czekał już kompan wycieczki LAst Man Stand jak mawiają. Miał drożdżówki, 2 grześki ( nie w czekoladzie – nie wiem czemu ;P )
Początkowy cel wyprawy był iście prosty i nie wymagający nawet jak na warunki zimowe – cały szlak na stożek zwykł być jednak przetarty i odśnieżony. Ale skoro idą dwaj co mają chęci to może coś bardziej ambitnego ?  Przez myśl przebiegł mi zuchwały plan odwiedzenia pewnej „baby” na górze ale czas jednak mieliśmy limitowany.
Rzyki – tak tak nie że rzygaliśmy, tylko Rzyki. I baza wypadowa w Beskid Mały. Który w sumie nie jest taki mały, a tym bardziej jest jednak wymagający. Cel wyprawy to (TOOOOO)
Przygoda zaczyna się od tego, że z drogi za chu nie wiem gdzie się zaczyna czarny szlak. Więc zaczęliśmy od drugiej strony za co potem sobie mogliśmy podziękować, ale o tym za chwilę. Stacja początkowa to poważny parking. Oczywiście jest poważny nie dlatego, że turystyka piesza, że rowerowa, po prostu na końcu mieści się ośrodek narciarski, który widocznie umie zadbać sobie o klientów. Droga odśnieżona, miejsc całkiem sporo, narciarzy i deskarzy też cała masa.
Idziemy, rzekł Przemysław do Konrada i poszliśmy. Oczywiście tylko CI dwaj idą w góry własnymi nogami, reszta jest tu w celu zjazdowym.Żółty szlak so go on. 

Zonk numer jeden, i pytanie za sto punktów o co kaman. Pytając pana z busa, dowiedzieliśmy się bardzo ciekawej rzeczy - czyli nie wie gdzie jest zółty szlak, bo on jeździ tylko z ludźmi.
Ale dziś nie robią z drewnem to możecie iść. Jednak robili z drewnem a człowiek jeżdżący czymś tam patrzył na nas jak na potencjalnych psychopatów pragnących ukraść mu drewno i zgwałcić w środku lasu.
 Szlak początkowo biegnie drogą dojazdową do wyciągu więc, jest dobrze utrzymany, co więcej inny pan z busa np. nie umiał skręcać chyba bo okazało się, że to piesi muszą schodzić mu z drogi jak jedzie.
Wkraczamy do rezerwatu przyrody Madahora. Info pod linkiem. Już po paruset metrach okazuje się, że jest za ciepło.;)

 Czas na striptiz. Dziki i inne się nie zleciały. Sam striptizer był najbardziej zadowolony, z tego że nie będzie mu już tak ciepło ;) Oczywiście.

 Żółty szlak, wiedzie dalej. Po jakimś kilometrze ostro odbija w lewo poprzez strumyk pełny wody ;)  I pni się stromo w górę. Dodatkowy bonus w tym miejscu - pół metra zapadającego się śniegu.


 Po wspinaczce, dość szybkiej jak na warunki dochodzimy do polany, i powoli zaczyna się przejaśniać.

 Jak już zamilknął Pan z wyciągu drący ryja do megafonu, nastała błoga cisza, bezwietrzna aura dodatkowo potęgowała uczucie błogiego wyciszenia, a śnieg w butach potęgował poczucie że się jest ładnie głupim, nie mając ochraniaczy na buty ; )



 Jak to już bywa, w tych górach najpierw ostro pod górę a potem można już iść . Batonik regeneracyjny z alkoholem o nazwie MAciej i brniemy dalej. W sumie na całym szlaku 10 km, spotkaliśmy tylko jedną parę ludzi na własnych kończynach oraz jednego zapalonego na biegówkach. Szlak pusty. Aaa jeszcze były takie gwiazdy dwie co zjechać chciały między drzewami na deskach.Cóż więcej kasy poszło na ubranie niż na własny mózg. ;)
 Jak widać z wskaźników PORĄbka nie daleko jakieś 7 godzin ;) Pozdrawiamy ;)
 I oto jest pierwszy ze szczytów.
 I jeszcze więcej śniegu ;))
 Po drodze spotkany Rasta Snow Man ;)


 Kusił ten napis że się dymi z filiżanki, ale stwierdziliśmy że z termosa też się dymi ;)

 Chwila przerwy, spowodowała natychmiastową regeneracje sił, i stopienie się lodu w spodniach co spowodowało jednak uczucie że się jest na jakimś uroczym lodowym basenie ;)
Niebo zaczęło się przejaśniać a co za tym idzie - zaczęło być zimno i pojawił się wiatr. CO znaczy w skrócie - trzeba iść dalej.

Część tabliczek uległa awarii śniegowej.





 KA my są ?
 Próba numer jedne odgarnięcia śniegu za pomocą śniegu w formie lotnej ; )

 I próba odgarnięcie śniegu numer dwa w postaci ręcznej ;)


 Cały czas wszędzie gdzieś tam zerkały postacie, czuwają nad turystami ;)

Polany szczytowe wyglądały bajecznie, brakowało tylko królewny śnieżki, ogrów i tree manów ;)








 Na szczycie Potrójnej kolejny drogowskaz a raczej szczytowskaz ;) I pojawił się problem, gdyż reszta uroczych znaków na drzewach została przysypana. A szlakiem ordynarnie nikt nie chciał iść wcześniej.

 Regeneracja i akcja.

 Tak oto wygląda szlak już wersja zadeptana. Czyli uroczy marsz w metrze śniegu ;)






 W tle pasmo Beskidu Małego z Leskowcem ;)
 Bardzo fajna sprawa, taliczki które pokazują Ci co może Cię zjeść - np wiewiórki ;)

 I tu my wyszli. Trochę na przełaj i trochę się zbiegło, Fajna sprawa biegnąć w metrze śniegi z góry.
Na całe szczęście zaczęliśmy od żółtego szlaku, bo czarny byłby bardzo męczący do przejścia z tą ilością białego puchu.

Mamy nadziej że kolejna wycieczka już za tydzień zbierze chętnych górskich wypraw ;)
ZAPRASZAMY ;)