W rolach głównych :
Wojnaro
Kszysiaro
Ziołaro zwany Werdzilem
I człowiek kaptur placek ryżowy
Rozpoczęcie wyprawy oczywiście musiało się odbyć od tego co zawsze. Pomyślicie, że od wyboru wędrówki ? Nie. Rozpoczęcie odbyło się jak zwykle w pozbawionym ludzkości hipermarkecie Tesco gdzie wraz z obywatelem PAwłem Wu oglądaliśmy nowości wydawnicze na dziale ALKOHOL. Po zakupach złożonych z batoników i 2 bułek udaliśmy się przez dział karma dla zwierząt na dział "jedźmy już" Dodam że obywatel Wu jak zwykle hardcorowo na wyprawy jedzie zawsze po nocce, gdyż uważa że niewyspany daje jakiekolwiek szanse reszcie na dotrzymanie mu kroku. I dzięki tamu oczywiście sam nie mógł dotrzymać sobie kroku. ;)
Na miejscu w Capendorfie spotkali się wszyscy na parkingu gdzie ustalone zostało to, że jedziemy ale gdzie to już nie wiemy. Rozbieżności były tak duże, że jechaliśmy przeszło 3 godziny. Dlaczego ? To proste jak zawsze po drodze należy zaznaczyć trasę gdyby koniec świata nadszedł i nawigacja mogła zawieść .
Po drodze okazało się że jedziemy na parking w kierunku Morskiego Oka licząc na to ,że pewnie nie ma nikogo już tam i nie będą pobierać opłat za stanie samochodu na kamieniach . Niestety nie Pan z budki wyskoczył tak nagle ,że poczuliśmy zagrożenie życia przez chwilę - wszystko jak zwykle dla 20 pln . Dodatkowo oczywiście obok jeszcze 4 pln za to że możemy iść - Jakby nie można było tego mieć w opłacie za parking. Konie już czekały. Na szczęście dla nich nie bardzo miały na kogo w ten piękny dzień.
Wesoła ekipa udała się radośnie w kierunku Doliny 5 gdzie wspólnie doszliśmy do wniosku, że trzeba coś zjeść - jedzenie mieliśmy w puszkach . A wcześniej odbyła się mała foto sesja i wspinaczka.
MArzyciel śmiało spoglądający tam gdzie dziś już nie chce iść ani nigdzie.
Marzyciel śmiało spoglądający tam gdzie ....można wskoczyć do wody.
Jak widać tajemnica puszki i pasma na niej została rozwikłana ; )
Schronisko w Dolinie 5 było puste sporadycznie turyści jacyś może z 8 przez jakieś półgodziny - widok arcy niespotykany., Cel ? Góra. O boże. No to idziemy gdyż ciemni się dużo wcześniej a samochód daleko.
Udajemy się szlakiem w kierunku Szpiglasa.
Krzysiek włącza sobie napęd jądrowo tatrowy i wychodzi na górę w niecałe 50 min.
Mariusz włącza sobie napęd ziołowy i również dość szybko zakosami jest na górze.
Wojnaro wyłącza sobie płuca i aplikujemy sobie syrop na kaszel. :)
Widoki zaczynają być olśniewające a jesienne słońce pokazują prawdziwy spektakl gry cieni na graniach.
Czas schodzić a droga daleka. Do zachodu nie dotrwaliśmy w obawie przed zejściem bez latarek i niedźwiedziami podobno aktywnymi w tym rejonie.
Po godzinie z czymś tam docieramy do schroniska nad Morskiem Okiem gdzie ? Gdzie tak właśnie tak jesteśmy sami. Bak kolorowej plaży nad stawem, brak wszechobecnych wycieczek, koni, słoni i smerfów z gramlinami o ludziach nie wspominawszy . Cieszymy się i radujemy karmiąc kaczki które wyewoluowały do postaci bardziej drapieżnej wszystko jedzącej. Głównie gustowały w snickersie.
i to co najlepsze z całego dnia. ASFALT w ciemni. Przynajmniej nie było go widać. DOdatkowo chciałem nadmienić ,że to niezwykle miłe jest ,że w sumie idzie się i się idzie i tyle fajnych ludzi się zatrzymało pytając czy kogoś nie zabrać. Naprawdę wzruszyłem się do łez. A czasem jakiś mały odruch serca ... jak widać nie bardzo.
Tak będę niedługo tylko nie wiem gdzie obecnie jestem. ;)
Tak piękny dzień na super wycieczkę.
Oby pogoda na jesień jeszcze zaskoczyła wszystkich taką aurą ; )















,+_DSC0183+-+_DSC0185+-+8524x2895+-+SCUL-Smartblend.jpg)




















