Najważniejsze podobno w kursie na prawo jazdy jest to żeby nauczyć się jeździć, powiem więcej nauczyć się trzeba dużo więcej. Trzymanie kierownicy znowu nie jest takie zajmujące na 30 godzin praktyk, ale wrażliwości na wszechogarniające zło na drodze to już wyższa umiejętność. Każdy z kierowców, powinien być jak Obi Wan , jasną stroną mocy kroczyć, nienawiści nie ulegać, a do kierowcy innego z szacunkiem się odnosić. Życie mieć jako najwyższą wartość, i rozumieć, że odpowiedzialność wielka za żywoty niejedne na nim właśnie spoczywa. A zależy to od tego jak zachowanie swoje będzie kontrolować, kim na drodze się stanie i jak bardzo swoje emocje potrafi kontrolować pomimo licznych kusicielskich pułapek ciemnej strony mocy. Bo kim są CI od robót na drodze jak nie wysłannikami ciemnej strony mocy, kim są Ci co rondo robią i ruch zamknęli, kim są Ci oni źli ? Tak to czarna strona mocy, i łatwo na ich ścieżce się znaleźć, a wyrwać się z niej niezmiernie trudno potem. Głównie z trumny własnej się wyrwać trudno potem..., bo jednak wahanie mocy jest duże, i jak sobie ktoś za bardzo wyobrazi, że to jakaś opowieść i będzie można cofnąć do tyłu, to się cuda dzieją a potem rewind rewind na pilocie jednak nie działa....
Podobno rozróżniać dobro i zło trzeba umieć. Potraficie ?
Czym jest złe zachowanie i jego konsekwencje dla innych ?
Milion pytań można zadawać, milion próśb wygłaszać i ostrzeżeń tyle samo. I wypadałoby myśleć, że głowy na wykładach potakujące rozumieją to wszystko. Jak bardzo konsekwencje wypadków komunikacyjnych potrafią ludziom odmienić życie. A potem co ? Zdają prawo jazdy. Dostają samochód i tak jakby wszystko zniknęło, i znowu jakiś się film wyświetla w oczach i nikt już nic nie wie co się dzieje komu i na co.
Ogólnie dostaję nerwicy jak z kimś jadę samochodem, może z paroma wyjątkami. 90 procent obecnych kierowców, przestaje czytać drogę, wrażliwość na prawdopodobne wydarzenie mogące się przydarzyć nie istnieje wcale. To tak jakby być ślepym i iść do kuchni nie mając wyciągniętych przed siebie rąk. Swego czasu gdy jeszcze kierowca był kursantem, klnął jak szewc gdy ktoś na rondzie nie włączył kierunkowskazu, a teraz sam tego nie robi...
Ktoś ostatnio się oburzył, że mają być prowadzone dodatkowe kursy dla młodych kierowców w okresie 2 lat od uzyskania prawa jazdy, że to kolejne wyciąganie ręki po pieniądze biednych ludzi. Właśnie to jest problem, ten kraj wcale do bogatych nie należy, a jednak wysupłanie ponad tysiąca złotych na prawo jazdy potrafi Polaka zaboleć. I jak z tego wybrnąć, aby było bezpiecznie na drodze, aby wrażliwość na zachowania negatywne była duża, żeby świadomość odpowiedzialności wzrosła za siebie i za innych na drodze. I jak to zrobić wszystko ?
Ktoś mi kiedyś opowiadał, o wyczynie młodego kierowcy, z 2 miesięcznym stażem za kierownicą na ul. Krakowskiej. 130 km/h Seicento wyprzedzanie na przejściu dla pieszych i pewnie w kilku innych uroczych miejscach bo przy tej prędkości to było by wręcz nie możliwe. Powód do dumy ? Pewnie tak, bo to musiał czuć kierowca, a co by było gdyby go tak nagrać, i zrobić z tego publiczny przykład, twarz umieścić na billbordach przy drodze ? Dalej duma wewnątrz głowy by istniała ? Czy już tylko wstyd ?
Najgorsze w byciu instruktora nauki jazdy nie jest porażka, że kursant nie zdał, choć to przykre. Nie to, że ludzie nie są zainteresowani wykładami i na nie, nie chodzą uważając, że im akurat nie potrzebne. Nie to, że organizuje się dodatkowe zajęcie z psychologiem i ludzie najbardziej nerwowi z nerwowych się nie zjawiają bo się im nie chcę albo uważają, że to im nie pomoże. Najgorsze jest to, że okazuję się po jakimś czasie, że całość poświęconej pracy we wpajaniu wszelkich dobrych cech kierowcy idzie w pizduuuuuuuuu, bo zapewniam Was, że widać jak jeździcie w końcu jesteśmy z jednej wsi. Cóż okazuję się, że wszystko co mówimy i tak nie ma sensu. Amen.