pyk. oko otwiera się powoli i nagle okazuję się, że to nie ta godzina jednak. Nagle jak nagle bo odnalezienie czegoś co odlicza czas z posklejanymi powiekami jest trudne. O jest wiem już, że jest 4 a nie 7 i wiem jeszcze, że zrzuciłem sobie szklankę z sokiem na zasilacz od laptopa. Od pewnego czasu nie czytam od razu tego co mi kto napisze w nocy na gg bo się okazuję, że tak czytam ,że nie wiem czy to mi się śniło czy o co chodzi...
Nie wspominając o tym, że jak mi się zdarzy odpisać od razu to nie odpowiadam za treść. I uwaga wylany sok nie chciał wrócić sam do szklanki poruszony siła woli - tak to już nie sen byłem pewny. Do 7 jakoś się poprzewracałem na bok, jednym okiem oglądając jakiś mecz NBA dla zabicia czasu.
Nagle budzi mnie jakiś nie fajny dźwięk i co ? Tak jednak zasnąłem i to wtedy kiedy trzeba już właściwie wstać, zanieść się samemu do łazienki i nie przepaść przez kable ...
Kawa, albo nie lepiej 2 kawy to działa zdecydowanie lepiej. Od pewnego czasu mam zwyczaj patrzenia przez okno jaka jest pogoda bo parę wyjść w koszulce jak sypał śnieg i parę wyjść w kurtce i czapce jak świeci słońce robi swoje w czerepie doświadczenia własnego. Pijąc kawę, patrzę na swój plan dnia i już coś mi się zdaję ,że nic mi się nie chcę. Nic to znaczy ,że nic a patrząc w grafik wiem już co za atrakcję będą od rana.
To dopiero jest 7 gdzie tam do końca dnia było jak wstawałem, całkiem inna perspektywa biorąc pod uwagę miejsce w czasoprzestrzeni z której to piszę teraz.
Wychodząc rano zawsze patrzę co tam mój brat porabia. Zwykle śpi, czasem tylko na szybko pyta przez drzwi, Ejjjjj a na którą ja mam jazdy ?
Droga do biura to jakieś 400 metrów, prosto parę skrzyżowań na ostatnim zawsze ktoś chcę we mnie wjechać nie wiem czemu całkiem. Tak jakbym był jakimś chamem z prawej strony, może i jestem i to temu ,że to pewnie ja zwykle staje, żeby komuś dnia nie spierd... a potem cała wieczność na wjeździe na Krakowską bo tłumy pędzą z każdej strony głównie żeby sobie postać na światłach ...
I tak oto docieram do biura i tam spożywam kawę kolejna w oczekiwaniu na Pana na jazdy, który zawsze przychodzi punktualnie. A, że miał dziś egzamin chłop to od razu się przypomniały wszystkie nurtujące pytania , i że kartka ze światłami się zgubiła jakiś czas temu. Jazdy są przerywane raz za jakiś czas pytaniem czy można by zapalić. Chyba mnie to by był widok płonący instruktor osk żubr...
Oczywiście już nie pamiętam co tam Łysy opowiadał w samochodzie, ważne jest to, że miał się nie odzywać jak nie zda testów, no i se wykrakał.. Choć puszczałem mu radio Ma ry ja to widocznie nie pomogło całkiem. Po Łysym na jazdy przyszedł następny specjalista, i już jeździliśmy we 3 co było fajne gdyż ustaliliśmy, że radio trzeba założyć bo nie szło już znieść audycji o herbacie która jest herbatą a nie herbatą i ile herbaty jest naprawdę w herbacie. Będą różne audycje :
Wieczór z menelem - jak wyżebrać 1 pln na wino
Wieczór z pijakiem - jak uniknąć potrącenia wychodząc ze Słoneczka
Łysy i rozmowy nie zakończone - jak walczyć z moherem
Dr Sowa - jak nagrać se płytkę
i wiele innych
I po drodze jakaś Pani dokonywała cudów na drodze wyprzedzając wszystkich i wszystko swoją Corsą z silnikiem 1.2 Twin Turbo mega zapier... co najmniej 80 km. Jak się okazało jak już staliśmy razem przed światłami w bagażniku miała wózek dla niepełnosprawnych, widocznie liczyła się z konsekwencjami.
A i na tej Żywieckiej ktoś ukradł asfalt z dziurami, afera jak nic, skąd oni wezmą teraz takie zajefajne dziury na drogę, przecież same się nie zrobią...
To dopiero 12, dotarłem do biura i odkryłem, że dziś mam wykłady z pierwszej pomocy które się nie odbędą gdyż nie ma kto wykładać, nie ma to jak pisać raz dziennie do 20 osób,że wykłady są a potem ,że nie. Całe szczęście, że nei każdy odpisuje bo bym miał do 15 robotę jak nic.
Na kartce spisuje co trza zrobić, a Pan Wojtek już dawno pojechał do ZUS u. Po co ?
Zapłacić Uklęknąć Spierdal.... czy coś w tym stylu. Pisze na kartce coś tam co trza zrobić a na końcu flamastrem, że nic mi się nie chcę i to tak, że nic a nic a nic.
Wychodzę na kolejne jazdy, tym razem umówiłem się w Bielsku i o dziwo pamiętam gdzie, co jst nie lada wyczynem u człowieka co nie pamięta co robił rano. Przynajmniej kursant na jazdach jest już na tyle naumiany, że nie trzeba mieć spiętych wszystkich mięśni ciała przez 2 godziny i do tego wizyta w WORD nas czeka, trza się na egzamin zapisać. On na prawo jazdy ja na rower jak zawsze - w końcu przecież to zdam.
I tak jadąc do WORD jak zwykle znajdzie się jakiś specjalista od cudów na drodze albo L ka jadąca 30 km.h albo czeski metal zapierd... 100 w swoim przecinaku do asfaltu. Oczywiście oczy na około głowy i para na około dupy. W Word jak zawsze urocza atmosfera panuję a ludzie wychodzący z tej instytucji albo mają banana z zadowolenia albo łzy rozpaczy.
Przechodząc z kursantem koło jakiegoś terenu budowy - pada pytanie. A to tu jest plac manewrowy na koparkę ? Ma chłop poczucie humoru, i dobrze, łatwiej mu egzamin pójdzie, tak myślę przynajmniej.
Teraz po 2 latach pracy to jestem mega mądry, jak i gzie co załatwić, szybka wpłata, nabazgrane coś na kwitach i już umawiamy się w okienku na egzamin. Te Panie co tam pracują to mają ciężki kawałek chleba, apeluję żeby być miłym grzecznym i się uśmiechać, te osoby nie odpowiadają za zło świata a bynajmniej nie za wynik egzaminu. A czasem jakiś specjalista niezadowolony ze swojego negatywnego egzaminu wyładuję złość na kimś na kim nie trzeba, i jak te Panie mają być potem miłe ? Trochę pokory ludzie. Rafał tak się umówił na egzamin, że se razem spędzamy lany poniedziałek, ale nie ustalone mamy jeszcze kto komu przyleje. Ale pewnie na zmianę jakoś. Na zewnątrz jak zawsze jakiś dramat,narzeczony daje dobre rady swojej oblubienicy, IDz wróć się walcz o swoje tam !!! A ona ale nie nie potem wszyscy będą mieć moje nazwisko w notesie i nigdy tego nie zdam. Rafał prawie strzelił w płot a ja to już wcale, walczyć to sobie można na krucjatach jakiś a na egzaminie to nie wpierd... się w zakazy i będzie dobrze. Na reszcie jazdy to nie wiem co się działo bo mnie kursant zagadał o tych no kopytkach i zastanawialiśmy się pomiędzy lewoskrętami czy da się zrobić takie na ostro a potem przeszło na alkohol i kto jaki drink i z czym. Była jeszcze jakaś dramatyczna opowieść o owadach i pyk byliśmy już w Hałcnowie trza się było pożegnać.
Tak już 16, jadę do biura muzyka gra, mózg wyłączony już całkiem, deszcz padał chwilę, efekty widoczne zaraz - laguna w rowie , bum w Kozach. No skąd przecież jak pada deszcz to się dopiero opona czepi asfaltu nie odwrotnie.
W biurze jest biuro i paluszki, całkiem dobra opcja na obiad, a że ludzie na wykłady przychodzą już to można powiedzieć że nie dojadłem do końca.. Parę testów pozytywnych, i naglę na sale wpada Stachurskiii z Międzybrodzia ten oto niepokorny czyli Mateusz ;) Fajnie zobaczyć się z byłymi kursantami ale za to nowymi znajomymi. Wykłady tym razem krótkie i każdy chce iść już sobie, więc idzie. Na 18 kolejni na kolejny kurs, tysiąc słów do każdego co kiedy jak i czemu, i i i wpada Szymon N Dawid O i oczywiście czas opowieści o dniu wczorajszym i wszelakich rozważań o rzeczywistości. Dobra koniec już mówię sobie zabierając laptopa z biura i zamykając wszytko za sobą. Przechodząc koło piwnicy, zamieniam 2 słowa z bratem dłubiącym coś przy motocyklu, i udaję się na z góry ustalone pozycję. Pies jest niezwykle zadowolony, że już jestem może się podzielę obiadem. Co prawda brokułów się nie chwyciła i marchewki ale kurczaka to już owszem. Pies zjadł mięso w części a ja warzywa i wszyscy są zadowoleni.
Jeszcze telefon, kursant dzwoni z rozdwojeniem jaźni, że na jazdy chciał, a na swoje własne przez cały tydzień dojść nie mógł. I jak to bywa " Sory że nie przyszedłem" - Sory że Ci przepadło.
21 tuż tuż jedyne co na wieczór zostaje to szklaneczka Ballantinesa bo grafik nawet na maj już zrobiony.
Taki dzień oto jak co dzień, nic nie znaczący w przestworzach całości wszechświata....