może i nie ma sensu...


Nie wiem czemu, ale to chyba już. Tak podpowiadały wszystkie zmysły, oczy jednak miałem dalej zamknięte, ale natłok myśli w środku wydawał się rozsadzać coś co ludzie nazywają mózgiem. O ile ten organ jest od tego myślenia, a nie od pierdolenia sobie i innym życia. Nie wiem czy chcę mi się otwierać oczy i czy rzeczywistość tego dnia będzie mi się podobać. Kraj, miejsce, planeta. Może jednak dziś będzie gdzie indziej, a odgłos ptaków zza oknem  przy szarej ulicy, będzie krzykiem mew nad morzem gdzie daleko. Nie wiem czemu ale chyba już nie potrzebuje tego wszystkiego co mam, lub tego co kiedyś uważałem ,że muszę mieć. To wszystko co skłaniało mnie do pędu za kasą, a potem jej upojnym wydawaniem na dobra nikomu niepotrzebne. W tych przemyśleniach jakiś mechanizm otworzył powieki, a świat za oknem był dokładnie tym samym światem, który opuszczałem gdy proces zasypiania się rozpoczynał. Za szybą padał deszcz i właśnie jakiś samochód przejechał zbyt szybko, co było wyraźnie odczuwalne przez przechodnia, który przyklnął coś pod nosem, wyrażając dezaprobatę to sposobu poruszania się przez kierowcę po drodze. Kurwa, ale jedzie jak popierdolony, tak to brzmiało w skrócie. Wystarczający powód aby wstać. Te same czynności. Czajnik, woda, kawa, przegląd wiadomości. Plan dnia. Wszystko ucieka i trudno czasem pojąć, że czas ma przyjętą wartość stałą i nie może biec szybciej czy wolniej. Nie musze mieć tego wszystkiego.  Nie potrzeba mi tego telewizora , i tak nie ma co oglądać w publicznej telewizji. A w nie publicznej można całkiem zgłupieć wysłuchując trudne sprawy  ludzi zagubionych w swoim własnym świecie.  Kup kup kup, mnie bo jestem lepsza, umyje CI zęby tak że nie będziesz mieć łupieżu. A ta umyje CI plecy i zaparzy kawę. Wszystko musisz mieć i kupić. A tak naprawdę nie masz siebie. Czarny bilans weekendu majowego, udaje się przeczytać i przełknąć gorzką pigułkę prawdy. Czy ktoś kiedyś myślał ginąc od kuli wroga, że jego dzieci będą ginąć w czasach pokoju . Nie, mało o czym się myśli. Mało o czym się rozważą. Mało gdzie kogo coś obchodzi. A gdy zapytasz czemu nie boisz się o życie pada nie wiem. Czas już wyjść na dalszy ciąg dnia. Po drodze mijam panią zamiatającą klatkę schodową po raz set któryś w tym roku. Dzień dobry i uśmiech na twarzy zawsze działa dobrze na ludzi, przynajmniej odpowiadają. I może lepszy dzień przez to będą mieć. Przechodząc przez ulicę w towarzystwie ludzi, udaje się mi zrozumieć tylko tyle, że młody nie ma butów, choć na nogach jakieś ma, i że trzeba iść na zakupy. Mąż wydawał się zachwycony, w chwili chyba postanowił wpaść pod autobus. A na twarzy wydawał się pojawiać napis – Boże za co mnie Tobą pokarali. Zresztą kobieta miała podobny wyraz na swojej części „szczęśliwej buzi” . Kierowca w autobusie tylko zahamował gwałtownie ale to co on miał wypisane na czole, pozostaje bardzo nie cenzuralne. Ciekawe są te urządzenia na drodze, niby prosta konstrukcja, trzy kolory każdy coś oznacza, tylko co z tego skoro interpretacja chwili pozostaje dowolna. Niektórzy chyba nawet myślą, że mają pole siłowe które zatrzyma pojazd pędzący w człowieka bo ma czerwone. Owszem ale nie ma w głowie. A tym bardziej w nodze. Niesamowite jest jak wiele wiary ludzie pokładają w system prawa, głównie wtedy kiedy ma im dać jakiś przywilej.  Gdy już działa na ich nie korzyść jest z miejsca uznany za zły. Idąc dalej wolnym krokiem, udało mi się wpaść do wody, bo przecież nie napiszę ,że woda mnie napadła z jezdni.  Tak to była moja wina, że przechodziłem w tym miejscu po chodniku i ordynarnie sprowokowałem kałużę, żeby poprzez koło pojazdu się na mnie rzucić. Moja wina co tu dużo mówić . Pani obok jednak wyzwała kierowcę od chujów, nie widziała że to kobieta jechała, ale cóż nie ma to jak nazwać kobietę jak męski organ często używany zamiast mózgu tylko temu, że woda się rzuciła na chodnik. Pomijawszy fakt, że i tak lało i wszyscy nie opatuleni w worek na całym ubraniu byli mokrzy, Pani była wyraźnie wzburzona. Pewnie kiedyś w akcie zemsty zrobi to samo, oczywiście nie na kobiecie – członku.  Ważne żeby suma sprawiedliwości się zgadzała. Nie wiem jak bardzo to wszystko może układać się w całość, w coś co da się zrozumieć nie przez pryzmat codzienności, tych niby obowiązków ale przez pryzmat sensu istnienia w tej rzeczywistości. Naszej przestrzeni nic już nie zmieni. I na to wygląda. A może jednak jutro obudzą mnie mewy.