Wojtek i Przemek kupują samochód.
Od 3 tygodni opętała mnie myśl,
że nie mam samochodu. I tak go nie mam, i nigdy nie miałem, ale dzięki
uprzejmości właściciela tej firmy, mogłem się odwieźć do miejsca gdzie śpię. A
teraz nadszedł czas ,że nie ma jak, gdyż kolejny na drodze Żubra instruktorzy
nauczają, a ja kwitnę w biurze na bezczynności aż skończą swoją prace. Tak
trzeba kupić samochód, prosta rzecz w czasach internetu.
Prosty filtr i szukamy w zakresie
cenowym którym się dysponuje. Jest.
Czytamy, fajny opis, samochód zadbany do leciutkich poprawek
blacharskich. Dzwonimy. CO to znaczy że małe poprawi blacharskie? No że nie ma podłogi.
Następny. Samochód bo leciutkiej
kolizji. Jedziemy, nie możemy znaleźć samochodu ze zdjęcia na placu, który
wygląda jak złomowisko. Pytamy gdzie
stoi taki i taki. Pan wskazuje nam miejsce. No tak leciutko bity, tak że nie ma
przodu pewnie temu nie mogliśmy go znaleźć.
O ten będzie dobry myśli Wojciech.
Dzwonimy do Pana, który informuje oto, że samochód jest sprawny, może trochę
trzeba lakier odświeżyć. I tam malutka może jakaś awaria któregoś z przegubów.
Umawiamy się na sobotę na oglądanie zamierzonego pojazdu. Dzwonimy. Pan nie ma
kluczyków, i dokumentów. No cóż, pewnie chcemy tylko przyjechać se popatrzeć,
fotke zrobić. Mija kolejny tydzień kolo dzwoni sam, że ma już kluczyki. No to
co jedziemy zwabieni tą ochoczą dbałością o klienta. 130 km do Częstochowy jadą
dwaj instruktorzy, którzy nie powinni jeździć ze sobą jak jeden prowadzi a
drugi siedzi obok z przodu i jeszcze ma możliwość hamowania i dawania różnych
uwag. Więc jak pewnie dobrze myślicie te 130 km upływa w bogatej atmosferze
różnych ciekawych akcji . Typu no uwaga zaraz jedziemy. Hamuj. Za blisko itp.
Dojechaliśmy na miejsce, dzwonimy
Pana nie ma, bada się. I słusznie powinni go zbadać i to na oczy i mózg. Ale
czemu o tym za chwile. Znaleźliśmy samochód stał sobie, na ulicy i wyglądał
świetnie. Ze 100 metrów. Z 50 już nie. Z 10 wcale. A z 2 metrów już tylko się
uśmiechałem. Wojciech se zapalił. Ja se nie miałem co zapalić, alkoholu też nie
miałem a już bym się chętnie znieczulił. Samochód pikny. Stosunek kitu do
blachy wygrywa kit. Lakiernik który próbował to malować, obrał metodę pędzla,
już taką dość archaiczną metodę, ale za to jaka faktura !!! Każda szyba z
innego roku produkcji, czyli samochód po
jakimś zdrowym dachowaniu. Trudno powiedzieć kto to składał ale jego mocną
strona to raczej nie było. Widocznie tak miało być. Na szybie kartka Mitsubishi
2001 rok 3900 pln. I tak nie wiem czy to
nie chodziło o to, że właściciel chce tyle dać komuś ,żeby se to zabrał.
Niestety nie. Pan przyszedł z
kluczykami, i próbował włączyć silnik z nowym akumulatorem, co napisał w
ogłoszeniu. W międzyczasie Przemysław dotknął sobie znaczka Mitsubishi z przodu
którym mogłem se pokręcić w koło. NA szczęście
nie odpadł, bo bym już musiał pewnie kupić ten samochód. Wojciech coś się
zastanawiał już nad tym co zjeść, bo tak widzę chodził nerwowo. Ja jadłem
paluszki i poczułem się jak na filmie pod tytułem „ Jak się odpala wóz” Pan się starał i starał. No to może maskę Pan otwórz. Otworzył. Ale za
to jak.!! Jakieś magiczne ułożenie palców, dotknięcie i dopiero puściło. Coś
jak moi kursanci czasami jak maskę sami
otwierają. Pomęczył się. Otwarta. Wojciech rzucił suche : ooo widzę że
ładnie umyty silnik… Nie nie ja nic nie myłem. Odparł przemiły młody człowiek.
Po chwili kolejnych prób
włączenia pojazdu – a macie Panowie może kable ? ehheheeheh
Mamy, wymskło mi się, a miałem
powiedzieć coś innego. Ale taka fajna wycieczka z Wojciechem to co tam. Mówię
chłopu ,że nie odpalimy tego akumulatorem z Corsy, ale Pan mówi ,że da radę
widać ,że wie co mówi. W międzyczasie jak się mi podjeżdżało, Wojciech zrobił
Panu wykład z której strony, co było uderzone, i dlaczego jest tak chujowo
odbudowane. Włącznie z datami kolizji.
Oczywiście samochód nie odpalił. No to co, trza się zbierać. NA do
widzenia, Dobra rada dla Pana ,żeby sobie opis samochodu zmienił, bo się ktoś
może wkurwić jadąc tak daleko, po to
żeby sobie pooglądać samochód którego nie da się odpalić i popatrzeć jak
spierdolić blacharko lakiernicza robotę.
Kupić samochód to nie taka prosta
sprawa się wydaję. Jest tego cała masa, każdy myśli, że ma super wóz, i że musi
za to dostać kasę. Uczciwości w tym za dużo nie ma, za to zabawy jest co nie
miara. Więc jak ktoś chce kupić fajne mitsubishi po dachu, ręcznie malowaną to
do Częstochowy. Amen.
W drodze powrotnej oczywiście okazało
się, że budują A1, tzn nie wiem co budują ale był zator drogowy, że hoho. Instynktownie po konsultacji z Wojciechem
skręciłem w lewo. Po 20 min. Pyta się mnie.
Wiesz gdzie jesteśmy ?
Nie.
No dobra jedź dalej.
Cały dzień w dup…. Ale wycieczka
udana.