I przyszedł maj a z nim ciepłe dni... Ale nie wszędzie nie zawsze a już zupełnie inaczej na 2 tyś metrów nad poziomem morza.
Wyprawa zaplanowana od dawna w wersji "light" miała obejmować tylko podejście pod schronisko na polanie Chochołowskiej. Cóż, podobno za krótko, za nisko, i mało wyzywająco.
Trasa została leciutko zmodyfikowana, i obejmowała trasę od Siwej Polany, przez Ornak, Starobociański,i zejście przez Kończysty Wierch oraz Trzydniowiański do Chochołowskiej.
W sumie 30 km. I Niezwykle upojne przejście asfaltem ...
Wyjazd o 4-30 był całkiem dobrym pomysłem, bo jednak w góry trzeba iść z rana, żeby wrócić zdążyć przed zmrokiem. 2 godziny jazdy spokojnym tempem, i już jesteśmy pod Giewontem ? Tak Google nas okłamało lub też może chciało zasugerować, żeby iść gdzie indziej ? Mała tabliczka wskazująca wjazd na Siwą Polanę można przegapić.
Na miejscu znajduje się parking, o dziwo całkiem pusty i całkiem za 20 pln ;)
Parkingowy jednak już przed 7 znalazł się na miejscu. Ale ale, to nie jest złe rozwiązanie, że ten parking jest i ktoś tam jednak dba o to, żeby miejsce postojowe było, nie raz już dostawałem nerwicy gdy przy rozpoczęciu szlaku okazywało się, że nie ma gdzie stanąć, a mieszkańcy okoliczni poustawiali sobie zakazy robienia wszystkiego. Szkoda, że w cenie parkingu nie ma przejazdu kolejką tych prawie 10 km. do szlaku odbijającego w las.
Pozbieraliśmy się do kupy, i w drogę.
Po jakimś czasie - około pół godziny dochodzimy ( wszyscy ;) do rozwidlenia szlaku i kierujemy się dalej żółtym w kierunku Przełęczy Iwanickiej. Czas na tabliczce godzina 30 ;)
Szlak biegnie w wąwozie pomiędzy dwoma stoki nachylonymi bardzo mocno, a ostrzeżenie o lawinach w tym miejscu wydaje się być bardzo na miejscu. Po ocenie sytuacji oraz wsadzeniu sobie nogi do wody, uznajemy, że można śmiało iść dalej.
Po jakimś czasie - około pół godziny dochodzimy ( wszyscy ;) do rozwidlenia szlaku i kierujemy się dalej żółtym w kierunku Przełęczy Iwanickiej. Czas na tabliczce godzina 30 ;)
Szlak biegnie w wąwozie pomiędzy dwoma stoki nachylonymi bardzo mocno, a ostrzeżenie o lawinach w tym miejscu wydaje się być bardzo na miejscu. Po ocenie sytuacji oraz wsadzeniu sobie nogi do wody, uznajemy, że można śmiało iść dalej.
W tym miejscu na szlaku to normalne, woda spływa z gór a potoki robią się bardziej zachłanne.
Podejście na Przełęcz nie jest trudne natomiast jest mozolne i trudno odmówić mu tytułu rozgrzewki przed bardziej stromym podejściem na Ornak. Trudność sprawiał lód, który jakoś chciał sprawdzić czy nie nadajemy się do tańca na lodzie ;)
Dotarliśmy do Przełęczy Iwanickiej skąd rozpościera się widok na Kominiarski Wierch oraz Czerwone Wierchy.
Rozpoczyna się mozolna wspinaczka na szczyt Ornaku. O tyle mozolna, że szlak zniknął naglę i jedyną wyrocznią którędy biegnie okazały się wydeptane ślady w śniegu. Które okazały się drogą "na skróty"
W Pierwszej części podejście nie było tragicznie.
Potem rozpoczęło się przedzieranie przez sosenki i to było na tyle fajne, że śmiało można było się czegoś chwycić ;)
Ale i to się skończyło a poziom pionu podejścia rósł. Musieliśmy powrócić do korzeni ludzkości i cóż wejście na czworakach było rozwiązaniem optymalnym .
Po godzinie próby odnalezienia zielonego szlaku, odnaleźliśmy górną część masywu Ornaku i nastała chwila na kontemplację otaczających nas gór.
Wiatr zdążył powiedzieć Dzień Dobry. I został już na resztę wędrówki.
Od chwili wdrapania się na Ornak szlak wiedzie wygodną ścieżką po grani. Bez utrudnień. Z bardzo dobrze eksponowanymi widokami na Tatry Wysokie, Czerwone Wierchy, raz na Tatry Zachodnie. Powoli na horyzoncie pokazywał się nasz cel wędrówki. Starobociański.
I wiatr. i IWatr I WIatr...
Od strony Słowackiej zero turystów, większość szlaków pozamykanych
w tle Starobociański
a tutaj mamy Błyszcz oraz w tle Bystra najwyższy szczyt Tatr Zachodnich leżący po Słowackiej stronie.
I okazuje się że to nie tak że Tatry Zachodnie są mniej drapieżne i że bezpieczne. I tu trzeba uważać gdzie stawia się kroki.
Widok ze Starobociańskiego.
Natomiast zejście odbywało się w podskokach ; )
JA kontra góra.
Z lewej Bystra, z prawej Jarząbczy Wierch
a tu Rafał a w tle Wołowiec oraz Rohacze Ostry oraz płaczliwy :))
Po zejściu z grani wchodzimy do lasu, i wędrówka od tej chwili zaczyna się niemiłosiernie dłużyc, jeszcze grubo ponad 10 km i zmęczenie zaczyna być odczuwalne.
Tutaj przekaz dla organizatora wycieczki :PP
W rolach głównych - Mateusz - Gratulacje za poziom wytrwałości, jak na pierwszą taką wyprawę tak długą i na takich wysokościach. Podziękowania za bułkę z Karczkiem ;))Oraz za transport ;)
Olusia - trwale i wytrwale
Magda - szczególne podziękowanie za bardzo dobrą herbatę o właściwych proporcjach z płynem rozgrzewającym duszę i ciało podczas powiewów przenikliwego wiatru ( wystarczająco męcząca wyprawa ?
Rafał - niespożyte pokłady energii oraz zapasu jej pomogły dotrwać wszystkim do celu.
Aldi - mistrz wsadzania nóg do wody, nawet jak jej nigdzie nie było potrafiła w śniegu gdzieś odnaleźć ; )
Agata - ochoczo do celu z uśmiechem przez granie ;)
I pewne "Ziółko" Czyl Mariusz "nie zabij się kijkami" ; )
Wszystkim gratuluje dotarcia, wytrwałości i wspólnej wędrówki. Miejmy nadzieje wybrać się ponownie ;)
ps. Ci biedni ludzie dzisiaj nie zobaczą już krokusów bo przekwitły ;) Smutna historia Majówkowa po 10 km marszu asfaltem ;)
meeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee







.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
+-+Kopia.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
+-+Kopia.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
+-+Kopia.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
+-+Kopia.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)