Straszne rzeczy które mogą się przydarzyć w górach ...

Ta historia jest prawdziwa. Wydarzyła się naprawdę i nie każdy będzie o niej pamiętał, choć zdarzyła się wczoraj. Nic nie wskazywało o poranku że ten dzień będzie inny niż wszystkie.
Paweł W. otwierając oczy już wiedział że coś jest nie tak, po czym przypomniało mu się ,że to jest jednak dalej jego wynajęty sufit i jego wynajęta rzeczywistość.
Przemysław J również się obudził. Najpierw o 23,  potem o 1, 3 a potem już myślał ,że śpi ale jego myślenie wyprowadziło go z błędnego myślenia po jakimś czasie.
O godzinie 9 zero zero - bohaterowie opowieści nawiązali kontakt i padło sakramentalne - Yyy .
No tak postawione stwierdzenie dezaprobaty dnia tamtego można było tylko odpowiedzieć - DObra.
W tym samym czasie bohaterowie zajęli się swoimi częściami dnia, a jak wiadomo dzień ma różne części dla każdego przydzielone od dawien dawna.
PAweł W - otrzymał w tym dniu zupę. Niestety w częściach które należało poskładać w całość za pomocą różnych dodatkowych metalowo plastikowych rzeczy, wraz z połączeniem własnego talentu i umiejętności.
Przemysław J - w tym czasie starał się wytłumaczyć pedałom w pojeździe że to nie ich wina że samochód wpada w jakieś dziury i że tak trzepie wszystkim i że to nie jest porwanie. Pedały obiecały się nie narzucać kursantowi i oddać się czynnością tylko im znanym - czyli spuszczaniem sprzęgła i wciskaniem na(c)ham ulca. Wszystko oczywiście z odpowiednim zabezpieczeniem zwanym powszechnie w tej rzeczywistości OC - Obowiązkowe Cuda .
Paweł W - udał się w tym czasie do miejsca gdzie można kupić wymordowane zwierzęta dzień wcześniej, oczywiście wiadomo że nie wiadomo kiedy zostały wymordowane gdyż nalepki na worku na zwłoki zwykle nie przekazują prawdziwej informacji. Czy zwierze umarło samo, czy z głodu, czy popełniło śmierć w kurniku. Po zakupieniu dwóch martwych zwierząt oraz bulw które rosną w ziemi udał się w stronę miejsca gdzie miał odprawić starożytny rytuał za pomocą zdobytych nie bez trudu ( teSco 5 min drogi ) poszczególnych składników magicznego specjału zapewniającemu martwym kurom miejsce gdzieś w szczęśliwym raju dla kur krów i wszystkiego innego na K - gdzie trafiają za karę i grają wszyscy na harfach a kury grają na kogucie.
Przemysław J spotkał przypadkiem Konrada A z którym się umówił dzień wcześniej - przypadek polegał na tym że o tym tym razem pamiętał. Przemysław J oczywiście a nie KOnrad A który bywa pamiętliwy gdyż taki zawód sprawuje. Czyli zajmuje się zapamiętywaniem co gdzie komu po co i czy tego jest ze gram. Tak Konrad A jest aptekarzem tyle że z pałką. Spotkanie miało charakter rozrywki sportowej KOnrad A chciał iść się potaplać w cieczy a Przemysław J oczywiście dostać zapalenia płuc i ewentualnie się utopić parę razy. Droga na miejsce upływała bardzo spokojny sposób gdyż Konrad A wybrał drogę ciekawą z licznymi fajnymi ciekawostkami oraz zabytkami. Zabytkowy zakręt numer jeden, zabytkowy zakręt, tym razem też w lewo numer dwa oraz liczne inne zabytkowe jakieś dziury, których nie zwiedzaliśmy gdyż pewni eliczyć się by trzeba było z jakąś opłatą kulturalną za tą dobroć.
W tym czasie w odległości około że trochę dalej i kap bliżej niż można spojrzeć PAweł W - przez przypadek zamiast stworzyć ROSół - dokonał wynalezienia chwilowego wywaru na odżycie Kura. Kura odżyła i wyskoczyła z garnka wraz z resztą wody w której się moczyła. Niestety efekt nie był za długi gdyż rzeczona kura, zauważywszy swoimi oczyma , oczywiście wyobraźni bo innych już nie posiadała , że nie posiada również poszczególnych organów, w tym stóp. W tym momencie zaprzestała ucieczki i postanowiła drugi raz umrzeć wykrzykując przez krtań - bo tylko to jej zostało - niech żyją weganie. Jak się potem okazało Veganie dzwonili czy to nie było rasistowskie. PAweł W dyplomatycznie odrzekł że nie, to był po prostu taki drób.
Przemysław J wraz z PAwełm W spotkali się około godziny 14 -15 gdzie wspólnie po zjedzeniu magicznego wywaru dającego krzepę i moc conajmniej liczoną w 3 pkt do Level up, że udadzą się w poszukiwaniu Pańskiej Góry . Tak jak sama nazwa skazuje, że jest to PAńska Góra, kogo by my nie zapytali mówił że on jej już nie ma. Tak też w celu poszukiwań zakupiliśmy 1 puszkę napoju znieczulającego rzeczywistość w koło.
Po półgodzinnym spacerze w kierunku wzgórza coś zaczęło się dziać złego. Przemysław J poczuł że kura a raczej jej resztki z wody, chcą niczym obcy wyjść nagle. Nagle to jest nagle czyli w mgnieniu oka może nastąpić chwila kulminacji, zwana potocznie POSRAĆ się. To co każdy wiedział i co udawało się uniknąć podczas trudnych wypraw w Tatry, Beskidy, oraz parę razy do muzeum, tym razem dało o sobie znać w zdwojonej formie złośliwej. Pierwsza złośliwa forma przybrała postać posiadania 1 husteczki higienicznej i z uwagi na temperaturę braku możliwości podtarcia się czymkolwiek. 2 część zła  ujawniła się w formie ujemnej temperatury oraz wiatru który mógł doprowadzić do bardzo złego rozrzutu.
Morał z historii płynie taki, że nie ważne gdzie i kiedy idziesz. Zawsze miej świadomość że jak masz ginąć to przynajmniej nie w posranych gaciach. Syndrom Choczański czai się wszędzie nawet wtedy kiedy jest to PAńska góra......

LAst pictures before armagedon ...