Gdzie ta jawa gdzie sen ? Co Ci przypomina widok znajomy ten ?

Nogi trochę jednak bolą - dwadzieścia parę km zrobionych dnia poprzedniego nie dodały raczej mocy w nich. Cel wyprawy niczym z baśni tysiąca i jednej nocy, możesz iść i się nie męczyć bo droga choć w górę prowadzi nadzwyczaj delikatnym szlakiem ( żółtym - kolor nie oznacz trudności ) ( żółty oznacza że muchy do tego będą lgnąć ).
NA początek pomyliłem drogę - co zdarza mi się rzadko, gdyż tak. Na szczęście zorientowałem się w porę a nie za Bratysławą. Jedzie się i się jedzie i jedzie i na końcu jest co ? No jeszcze nie tak dawno było bagno i błoto, a teraz całkiem przyjemny utwardzony parking oraz miejsce dla podróżników wraz z miejscem na ognisko oraz zadaszonym schronieniem - miłe to że jednak ktoś dba o ludzi spędzających czas w górach. Dodam że za darmo !! Nadleśnictwo Ujsoły chyba ma dobry plan logistyczno marketingowy ponieważ tymże przyciągną sobie więcej klientów niż Schronisko na Leskowcu do którego jestem zrażony a mój przyjaciel serdeczny Paweł po dzisiejszym incydencie chyba jeszcze bardziej ale to pewnie sam opisze.

Samochód zostawiony można iść. Szlak pnie się pod górę i się pnie i pnie i w koło same pnie. Do pni gratis dwa odwieczne najlepsze z najlepszych dodatków górskich czyli  B i L. B prowadzi do obciążenia obuwia aby było możliwe lepsze wprawianie się w chodzeniu z obciążeniem oraz L które usilnie prowadzi do wypie.... się w B, które leży nieopodal.

Po jakimś czasie okazuje się, że człowiek jest nigdzie indziej jak w lesie. Co nie jest dziwne bo w końcu w nim jest, kto spodziewa się jakiś cud widoków na skale Olimpu - zawiedzie się. Można się delektować spokojem ciszą i zapachem lasu. Tym razem jeszcze nie czuć tak fantastycznie przeschniętego aromatu świerków i żywicy ( w którą sobie wsadziłem dłoń ) ale, ale można podobno oddychać wyobraźnią ;)

Po przeszło godzinie dochodzimy :) W schronisku o dziwo sporo ludzi, sporo smalcu, i wina. No i nowość nie ma tam kawy parzonej, gdyż nie podają. Pech chciał że klient chciał, a pan nie chciał. Obyło się bez bijatyki, kawa jednak się zaparzyła. Całkiem fajnie się siedzi, ogień strzela w kominku, popiół leci na sale, rosół kosztuje tyle co piwo. To w sumie takie trochę tworzenie alkoholizmu wśród turystów, bo przecież wiadomo że chyba lepsze piwo w gardle niż rosół na stole czy jakoś tak to było.

Widoczność w tym dniu nie była oszałamiająca a szkoda bo dość sporawa panorama wkoło. I jeszcze wizja powrotu tą samą drogą co nie jest moim ulubionym sposobem przemierzania świata. Na szczęście okazuje się ,że szlak czerwony przebiega w sumie równolegle do zółtego i można śmiało się nim wybrać w dół, odbijając w jednym miejscu i spokojnie podreptać na parking.

Na dole fajna galeria ludzików z drewna czy co to tam było. A w drodze powrotnej należy się wystrzegać tego że poboczy brak- a że od cywilizacji dalej rowerzyści poruszają się nagle i zewsząd  o pieszych nie wspomnę .

Za tydzień krokusy czy też horokruksy ;)