Motywacja do życia ?

Otóż tak bywa, że może się okazać, że jednak nie. Nie znajdziesz nic co może usprawiedliwiać tą ciągłą wędrówkę jakby na to nie patrzeć do śmierci . Wierzę głęboko, że będę potem wiewiórką w następnym wcieleniu i może to mnie jakoś trzyma w nadziej. Niektórzy będą mieli zbawienie pod ręką oraz święte miejsca egzystencji z 1000 dziewic i milionem aniołów z harfami - może też to jest jakiś poziom nadziej . A co jak nie ma ? Mój przyjaciel twierdzi, że nic nie chce. To znaczy chce mu się pić, robić kaka i siku, ale w sumie nie pożąda niczego co w świecie materialnym jakoś każdy musi mieć. Jest szczęściarzem - bo nie pożąda pieniędzy na podatki i inne cuda. Nie musiał się nad tym do tej pory zastanawiać i słusznie to dobry stan poziomu codzienności. Pracujesz i wydajesz na co Ci potrzeba. A tu jak ? Pracujesz i zastanawiasz się na co odłożyć i kiedy okażę się , że komuś trzeba oddać resztę. I zauważam, że nawet jak się pracuje po 12 godzin dziennie, nie zmienia to chęci do posiadania mniej czy więcej, a co ciekawe i tak zawsze na coś braknie. A jak się tu rozwijać jak zamiast iść na kurs spawacza pod wodą oddajesz kasę na instytucję o znaczeniu bynajmniej dziwnym.

Mój drugi przyjaciel już sam nie wie co chce, wpadł w szpony pracy zmianowej i wszystko to co mógłby robić przestało mieć znaczenie bo praca przejęła część świadomego istnienia, przejęła też dużo chęci do działania, rozwoju i przygodowego życia . I nie ma się co dziwić rutyna codzienności zawodowej powoduje ,że człowiek chętnie tylko by się położył , napił i nareszcie wyspał. I co z tego, że ma się tą pracę jak nie ma się czasu na życie ? Przynajmniej nie na takie które można by było chcieć przeżyć.

Mój trzeci przyjaciel, zwykł chodzić uśmiechnięty. Prawie zawsze widzę, że się cieszy. Mam czasem problem ze stwierdzeniem skąd bierze tyle siły, żeby codziennie się motywować do nie załamywania rąk. Pasja? Może i tak trzeba sobie coś ułożyć i fanatycznie się tym zająć, zamykając resztę zmysłów i starać się nie myśleć , że z każdej możliwej strony coś posypać się może w pył.

Mój świat też potrafi się zdemotywować, tak jak zawsze demotywujący moment przychodzi podczas powrotu z jakieś eskapady gdzieś tam w nieznane. Może i jestem zmęczony i nie wyspałem się bo pojechaliśmy w środku nocy . I może po drodze dała w kość pogoda i albo zamarzam albo gotuje się i skwierczę jak bekon na patelni , ale czuje się wypoczęty . I radośnie ciesze się z kolejnego czasu spełnionego z fajnymi ludźmi i całą masą pijanych nieznajomych walących się po krzakach . I wtedy nadchodzi bum. Rzeczywistość mnie dopada w najmniej oczekiwanym momencie . Nie to nie okno mnie atakuje, ani nawet wszechobecna świadomość, że nie robię nic pożytecznego. Można by było użyć co poniektórych jako skład wału powodziowego, bo najwyraźniej umysł nie przepuszcza nic, to i może wodę zatrzyma. Nauczyłem się ignorować idiotów. Czasem tylko okazują się zbyt bliscy w kontaktach. Dlatego zacznę mordować, jakoś spełnić się trzeba. Jest pasja, jest motywacja, i róźnorodność elementów do wykończenia na sto sposobów. Czemu nie.

A poważniej zajmując się tym wszystkim,  to  zastanawiając się nad tym jak i po co trwać i znaleźć siłę do tego żeby to pchać i ciągnąć i jeszcze żeby w tym wszystkim nie upodlić się za bardzo, mogę śmiało stwierdzić, że trzeba coś zmienić i zmian się nie bać. Czy to życie zawodowe, czy to życie prywatne o ile w tych czasach coś takiego istnieje. Odnajdź uśmiech który cieszy i zakochaj się szczęśliwie i nie zwariuj . Miej przyjaciół z którymi spędzisz część swego  życia, które można będzie nazwać życiem.  Powodzenia.


Life's Not Long Enough ....