Codzienny syndrom zmęczenia.

Wstając rano, staram się ogarnąć dwie rzeczy, czy już mam wstawać i gdzie jestem. Niestety aura pogodowa tego nie ułatwia, i zawsze ciemno, a problem jest natury bardzo prostej, jak otworzę oczy to już ich nie zamknę a kleju do powiek boję się używać. Wiec jest duża szansa, że jak źle wstanę to tyrknę do kogoś, żeby też sobie wstał i pojeździmy sobie o 4 rano. Druga część niestety zawsze okazuję się taka sama, cały czas to jest ten sam kraj i planeta, i nikt mnie nie chce porwać w kosmos. W całości dnia zaczyna być odczuwalne, że człowiek ma w sobie pokłady zmęczenia, i widać to wszędzie od twarzy po sposób rozmowy. Skąd zmęczenie ? Mało wolnego wiecznie na wysokich obrotach, hektolitry kawy. Tak też dziękuję z góry za fochy, że nie jeździmy w wolny dzień przez bite 8 godzin, zapamiętam to sobie dobrze.....
Wstając trzeba wiedzieć klika ważnych rzeczy, pierwsza jest taka, że pies może akurat leżeć pod nogami, a nadepnięcie na wilczura może być w skutkach różne. A następnie jakoś się ubrać w coś, i wskoczyć w 2 nogawki od spodni a nie w jedną, i gdzie one są w ogóle.... W lustrze dalej ten sam ryj, domagający się podstawowych czynności związanych z higieną. I śniadanie. Czyli kubek kawy, fusy można jeść.
OOOOO trzeba wychodzić, szef ma dar, lub moc. On jak ma na 8 jazdy, to budzi się za 10 a i tak pierwszy stoi za bramą. Tyle, że przez cały dzień wygląda jakby był w głębokiej fazie REN snu. No i to już jest opcja luksus, jak razem wychodzimy bo ktoś bramę trzyma. A jak nie, to następuję tzw. syndrom bramy. Czyli wysiadasz, idziesz otworzyć bramę, nie ma w powietrzu najmniejszego powiewu wiatru, jak wracasz do wozu to brama się zamyka. To można badać w kółko cały czas. Za bramą okazuję się, że nie ma paliwa, szyby są zamarznięte, i laptop jest po drugiej stronie. A nie dodałem, że to jest niedziela 8 rano, i jak już to wszystko się w sobie połączyło, i znalazłem się pod bramami piekieł, czyli koło bazy, to klient na 8 przysyła sms o 9. "Sory nie dam rady" I tak dobrze, że wyszedłem w spodniach.....
Ostatnio w ramach roztargnienia, zapomniałem gdzie się umówiłem na jazdy. Miałem w głowie tylko wielką literę M, i że miejsce jest ważne. I stoję. Gdzie ? No MC DOnald. Po 30 minutach patrząc ślepo w centrum miasta, obserwując jak majestatycznie wygląda wieża kościoła na tle nieba, coś brzdękło. Św. Mikołaj. To było bardziej ważne, niż hamburgerolandia.
Kupię sen, i wypoczynek. Oferty na 6492242 gg. Bo coś czuję, że się jednak może przydać.

A oto on. Karol człowiek który został kierowcą. Gratulujemy.