Rocznica

Wczoraj 20 kwietnia - równo rok temu zdałam prawo jazdy. Do swojego auta wsiadłam w czerwcu...dzisiaj wydaje mi się to już historią...chociaż nie, ciągle zdarza mi się mijać miejsca gdzie uczyłam się jeździć i jaki to wtedy był dla mnie stres. Było też śmiesznie.. przynajmniej dla mnie;-) bo nie wiem czy mylenie kierunków można uznać za zabawne;-) Nie powiem że miło wspominam egzamin..dostał mi się ten egzaminator którego nikt nie chce, no ale tam się nie wybiera, pan przyjął zasadę będę krzyczał całą drogę. W połowie egzaminu miała ochotę zapytać i po co pan tak tą mordę dre! No, ale nie mogę też powiedzieć, że mi nie pomagał .. parę razy dostałam w rękę przy niewłaściwej redukcji biegów i „dyskretnie” zwrócił mi uwagę że mam hamulec ręczny zaciągnięty . Przy parkowaniu usłyszałam – i to ma być parkowanie! Po 30 minutach wrzasków i frustracji obu osób w samochodzie kazał mi wracać, gdy usłyszałam w WORDZIE ostatni jak się okazało krzyk tego dnia – szerokiej drogi! – to uciekałam stamtąd w podskokach żeby przypadkiem nie zmienił zdania ;-)
Dzisiaj nikt na mnie w samochodzie nie krzyczy, parkuję tam gdzie mi wygodnie, nie muszę wpychać się pomiędzy dwa auta i sprawdzać czy aby na pewno wysiądę. Jak widzę że moje logistyczne zdolności nie ogarniają parkowania w danym miejscu to jadę dalej;-)
Pierwszy wyjazd do pracy to był ogromny stres, wyjechałam wcześnie skoro świt, co by ruch był mniejszy i żeby miejsce na parkingu mieć najlepsze. Wracałam ostatnia, co by wszyscy wyjechali z parkingu. Dziękowałam za klimę. Przy pierwszym wyjeździe z ul. Szkolnej na Przecznią w lewo żeby mieć dobrą widoczność wyjechałam na pół drogi a „miły” pan jadący z dołu przy pomocy rąk wizualnie powiedział mi, co o mnie myśli. Tak się wtedy potoczyło moje życie, że musiałam dużo jeździć, czasem kilka razy dziennie do BB i musiałam swój stres schować do kieszeni. Nie wiem czy to dobra metoda i muszę powiedzieć, że trochę na głęboką wodę zostałam rzucona. Zgodzę się jednak z tym, że jak tylko jest możliwość to po otrzymaniu uprawionego prawka należy jak najszybciej wsiąść do auta. Człowiek nie wypadnie z rytmu;-) co najwyżej z drogi :P Osobiście swój samochód 2 x oddawałam do lakiernika, błotnik od razu na początku na parkingu porysowałam, usprawiedliwienie: mały parking, stres i wyżej wspomniana sytuacja życiowa. Drugi raz zderzak. Własna brama. Własna głupota. Z lakiernikiem to już prawie udało mi się zaprzyjaźnić, ale mam nadzieję, że już do niego nie trafie.
Czy dzisiaj dobrze jeżdżę? Myślę, że jeszcze wiele muszę się nauczyć, dzisiaj to względnie opanowałam stres podczas jazdy, co znaczy, że nie mam już szczękościsku, mogę swobodnie prowadzić rozumowe z pasażerem, potrafię zmienić stacje w radiu a czasem nawet jeść Haribo w korku;-) Tylko nie wiem czy potrafiłabym na placu manewrowym zrobić tunel;-) Czy jak będą tam porozkładane pachołki to mogę spróbować? Nawet samochód mam podobny;-) Muszę stwierdzić, że generalnie lubię jeździć i nie wiem jak wcześniej funkcjonowałam bez samochodu. Bałam się pierwszej zimy a nie było aż tak źle, bardziej wkurzało odśnieżanie i zamarznięte szyby. Ostatnio zastanawiałam się, co mnie najbardziej irytuję na drodze.. chyba bezmyślność...czasem żałuję że nie mam możliwości robienia zdjęć podczas jazdy bo niektórych sytuacji nie da się poprostu opisać. Nie wiem skąd się biorą tak sfrustrowani kierowcy na drogach, ale sytuacja, że ktoś „wisi” ci na zderzaku, bo za wolno jedziesz jest nagminna. Nie wiem czy mam sobie przypiąć do tablicy rejestracyjnej, że jestem właścicielem silnika o pojemności 1,0 i szybciej nie da rady.. a przy okazji nie wie ktoś kto ukradł asfalt na żywieckiej? Dzisiaj rano, co prawda wrócił w nieco odświeżonej formie, ale za to bez wymalowanych pasów..pan jadący środkiem udowodnił że jednak są one niezbędne. Tak czy inaczej chciałam podziękować za cierpliwość przy mojej nauce jazdy, za wspólnie spędzone godziny, za wiarę, że się uda i za wiele zabawnych sytuacji najczęściej wynikających z moich wrodzonych zdolności pojmowania wiedzy;-)