Samochód a ekonomia;-)

O czym można myśleć w samochodzie? Przede wszystkim o cenie paliwa. Bardzo destrukcyjna myśl. Osobiście, gdy zbliżam się do stacji benzynowej zamiarem zatankowania ogarnia mnie strach. Zastanawiałam się nawet czy kiedyś nie spróbować ucieczki po zatankowaniu, ale chyba nie z tym silnikiem;-) Drugim wyjściem jest w miarę ekonomiczna jazda a trzecim, najmniej polecanym, jej zupełny brak. Ekonomiczna jazda to coś, czego cały czas się uczę, oczywiście na miarę swoich możliwości i sytuacji na drodze. Już fakt, że po rocznej jeździe używam 5 biegu jako coś całkiem naturalnego uważam za osobisty sukces;) Próba ekonomicznej jazdy na Armii Krajowej w drodze do pracy mnie przerasta. Jak wracam to jakoś nie ma problemu;) ale rano nie widzę takiej opcji...po pierwsze się spieszę, a spóźnienie + karty magnetyczne robią swoje, no i trochę głupio człowiek w kamerze taki zziajany wygląda. Po drugie wychodzi na to, że przy mojej próbie ekonomicznego pokonywania tej góry wyprzedzają mnie rowerzyści, a znajomym jadącym lewym pasem nie zawsze chce się czekać na parkingu aż tam dojadę. No cóż nie poddam się będę próbować do skutku;-) Co do tych znajomych poruszających się samochodami z silnikiem o większej pojemności...no ja nie wiem, ale wtedy moja wizyta na stacji benzynowej miała by charakter totalnej psychozy. Coś za coś. Silniczku dasz radę zawieść moją dupę ul. Krakowską to dasz radę i Armii Krajowej. Tak sobie myślę, że kiedyś, – czyli jak spłacę samochód obecnie posiadany – kupię sobie coś innego. Marzy mi się, Chrysler PT Cruiser , piękna bestia stylistyką nawiązująca do samochodów z lat 40 -50 i ponoć ma tak niezwykle praktyczne wnętrze, że nie chcę się z niego wysiadać. I dobrze. Zamieszkam w nim, bo pewnie na nic innego nie będzie mnie już stać. A że stylistyka kojarzy się z pewnym najeźdźcą naszego kraju..a co tam! Nareszcie będę mieć bagażnik! Ponoć pojemność bagażowa sprawi, że na moje przyjemności życiowe nie zabraknie miejsca. Zachęcająca rzecz. Wyjazd Yarisem na zakupy to dopiero problematyczna sprawa. Pół biedy jak jedzie się samemu, gorzej jak do auta wkłada się fotelik żeby zabrać ze sobą rozwrzeszczanego siostrzeńca, jego matkę i moją matkę, a aura sprzyja włączeniu klimy i silniczek dostaję w dupę.

Postanowiłam zrobić bilans strat i zysków z wyprawy na świąteczne zakupy:
Minusy:
- parking normalnie olbrzymi, wręcz gigantyczny był pełny! Co źle wróży z dwóch powodów: po pierwsze trzeba gdzieś wcisnąć auto, po drugie wszyscy kierowcy i towarzyszący im pasażerowie już są w tym sklepie!!!
- walka o koszyk... nie zawsze najsilniejszy wygrywa, liczy się też spryt i akcja na dziecko.
- tłum, tłum i jeszcze raz tłum...całe miasto przyjechało do tego sklepu po jajka!
- walka o miejsce przy kasie...znowu wykorzystanie sposobu na dziecko;-) brak kodu na wędzonych skrzydełkach, prośba sprzedawcy żebym się wróciła po inne opakowanie bo jej się telefon zepsuł....pier***** drób!
- bagażnik!!! zapewniam że zakupione krzesełko ogrodowe dla dziecka nie wchodzi do tego maleńkiego miejsca w toyocie zwanego bagażnikiem, opcja zostawienia dziecka na parkingu a zabrania krzesełka została przegłosowana na niekorzyść mebla.
Plusy:
- klimatyzacja!!!
- o dziwo małe spalanie
- piwo w bagażniku do spożycia natychmiast po zaparkowaniu auta pod domem
- obciążenie samochodu gwarantujące rozjechanie każdego, kto wtargnie na jezdnie a mnie wrzask dzieciaka odwróci uwagę od hamulca

Tak, to są powody, dla których chciałabym zmienić samochód. Albo rodzinę. Muszę przemyśleć, co jest bardziej ekonomiczne.