W zmaganiach z własnym niedoskonałym ciałem każdy stanie kiedyś w szranki, tu boli to, tu tamto. Dziś jak gdyby nigdy nic poczułem się źle, wcale nie z powodu ogólnej niesprawiedliwości na świeci i tego, że więcej mamy dziur niż asfaltu, postanowiłem wybrać się do lekarza. Mój błąd numer jeden polegał na tym ,że nie wiem kiedy przyjmuje mój lekarz, któremu ufam ,że zrobi to co do niego należy. Czyli ,że mnie zbada i nie spławi mnie jakąś maścią na plecy jak mi pół kręgosłupa odpadnie. No i tak znienacka idę sobie a tam ,że nie ma Pani doktor dziś. Pani z dzieckiem obsługiwana przed moją osobą w kolejce była zbulwersowana faktem, posiadania czasu na wszystko inne w recepcji oprócz jej osoby. Co prawda trwało to może z 5 min, a po tym upojnym czasie spędzonym z dzieckiem chorym obok marudzącym była dostatecznie wkur.. a dowiedziała się tylko tyle ,że lekarz idzie sobie badać teraz zdrowe dzieci i że dopiero o 14 będzie następny. Na nic pomogło to ,że Pani chciała teraz do lekarza, bo specjalnie z pracy wyszła. Jeszcze brakowało żeby powiedziała że podatki płaci. Ja w kolejce swej dowiedziałem się tyle też właśnie, a że pani chciała mnie na jutro wpisać to powiedziałem grzecznie że mam zamiar zemdleć jeszcze dziś wiec chyba jednak skuszę się na lekarza obojętnego kontaktu. Nie była zadowolona, a dodam jeszcze tylko ,że na moje miłe dzień dobry dowiedziałem się ,że się odpowiada Proszę. To nic ledwo stoję to pójdę już siąść sobie, na górę jak zemdleję to spadnę tylko z krzesła a nie od razu z pełnej wysokości twarzą o posadzkę. Z tego wszystkiego jak już wylazłem na 1 piętro to zapomniałem jaki mam numerek do lekarza, bo przecież lepiej wołać po numerkach niż nazwiskach żeby chory mógł się jeszcze zająć rozrywką logiczną w poczekalni czyli zapamiętywaniem numerka. Jak usiadłem i przywitałem się z gronem ludzi wiekowo zdecydowanie starszych, to owszem i Dzień Dobry odpowiedzieli ale zmierzyli mnie tak jakbym im zabrał miejscówkę na wypad na Majorkę. Siedząc w uroczej poczekalni, starałem sobie przypomnieć jak tu było jak miałem z 8 lat, i właściwie te same drzwi, ta sama podłoga i te same smutne twarze jakby pracujące za karę . Kwiatek trochę urósł w doniczce. I po chwili nastała anarchia. Okazuje się ,że ludzie nie wytrzymali spętania systemem kolejkowym i wyliczyli, że należy przyjść później bo nie ma co siedzieć jak gupi w poczekalni jak tyle ludzi. System zawiódł bo lekarz uwinął się szybciej, a że nie spodobało mu się, że pacjenci go olali to przełożył ich na koniec kolejki. Gdy koniec kolejki wrócił z zakupów osiedlowych to owszem mieli chleb i bułki ale mieli przed sobą też kolejną godzinę czekania na swoją nową kolej. Dodam wszyscy płacą podatki mają prawo oczekiwać czegoś tam po służbie zdrowia.
Po numerze 29, zawołano numer 32 na co jeden z panów obeznanych już z kolejkowymi problemami stwierdził ,że on ma 41 ale jakby co to może i być ten 32 skoro go nie ma. W tym momencie sam poszedłem bo już i tak ledwo stałem, że to może jednak mój numerek bo pojęcia już nie miałem który był rzeczywiście mój. Po krótkim przedstawieniu co mi dolega okazało się, że nic. Czyli ,że tak sobie tylko miałem jakąś zapaść czy coś. No i racja co się dziwić lekarzowi pierwszego kontaktu, co ma zrobić nie mając zaplecza do tego to nie Dr House ale poczułem się jak idiota patrząc na ten system opieki zdrowotnej. Pozatym zauważyłem ,że Pan doktor jest zmęczony przypadkami codziennego widzenia z ludźmi starszej daty, bo się nawet nie odezwał na symptomy pewnie inne niż zwykle. Badania różne trza iść zrobić, w recepcji dali mi pojemnik tyle że na koniec dnia to nie mam pewności czy mam do niego oddać mocz , kał czy też Bóg wie co jeszcze. Termin na usg odległy, wiec trzeba iść zapłacić prywatnie, wtedy skraca się do „już”. I wiecie co zauważyłem ? Stan mentalnego ducha ludzi pracujących na kontraktach NFZ zdecydowanie różni się od tego gdzie pacjenci płacą gotówką za wszystko.
Jak dożyje jutra to informuję, żeby osoby mające jazdy wiedziały gdzie mnie zawieź, może być do wojewódzkiego tam już się mną zajmą :P