Pytane które sobie trzeba postawić w tym miejscu brzmi : czy w schronisku można pić swoje piwo ? Czy to jest inna otoczka jak się pije z puszki która się przytargało na górę a inna otoczka wtedy kiedy się ta samą puszkę kupuje na miejscu za 7 pln.
Dlaczego takie pytanie ? No dlatego, że jeśli iść tym tropem to w schronisku należałoby uroczyście się rozebrać, wypie... ubranie i wejść nago poprosić o coś co w nim jest do odziania.
Być może nawet kanapki też tam jeść nie wolno gdyż naraża się na straty finansowe nie chcąc jeść kotleta z soboty odgrzanego z ziemniakami bóg raczy wiedzieć skąd w cenie jak w dobrej restauracji w której pewna blond Pani rzuca talerzami widząc takie cuda.
No to co można mieć swojego a co nie ?
Już wiem w dobie konsumpcjonizmu, idąc w góry trzeba mieć dutki - im więcej masz dutków tym otoczka wyprawy jest lepsza, a im masz mniej toś jest kiep. No i w ten sposób chłopaki zniszczyli otoczkę schroniska na Leskowcu gdzie wydali kasę na pokarm a potem zniszczyli atmosferę miejsca pijąc sobie z puszki napój o smaku gorzkim. Przykro nam, obiecujemy tego nie robić więcej - tzn zamawiać starych kotletów, bo piwo to chyba będą dalej pić.
Natomiast wyprawa całkiem udana, co prawda z 8 km zrobiło się 23 km , co moje kolano odczuło już po 10 km dając znać mózgowi że nie chce iść dalej. No ale szło, i szło i szło aż się okazało że nie ma busa, autobusa a ostatni dyliżans odjechał jakiś czas temu.
Zasiedliśmy w karczmie w Rzykach, całkiem sympatyczny lokal z umiarkowanymi cenami z napoje za jedzenie w sumie to też jakby tak porównać te z góry. No i obsługa w fajnych strojach w których zapewne nie czują się komfortowo natomiast goście są bardzo zadowoleni. Dodatkowo liczne urządzenia dla dzieci 0 dyby i brakowało tylko jeszcze chyba czegoś żeby zatkać buzie ... ; )
Mzk nadjechało po jakimś czasie i Pan kierowca wyglądał na wkur.. fest. Jak się okazało tez bym chyba tak wyglądał jakbym miał jeździć po okolicy, w której kierowcy to są chyba w zmowie żeby właśnie tego Pana z autobusa denerwować. Cóż przyjemna przejażdżka skończyła się u Pawła Wu w mieszkaniu, gdzie ja umierałem na ból wszystkiego, a w nagrodę była ogórkowa.
A na koniec dodam tylko że zielony szlak jest zawistny z Andrychowa gdyż dopiero na końcu samym jest pod górę fest jak już człowiek myśli tylko o tym żeby spierdolić otoczkę w schronisku, własnym aluminium z jakims tam płynem za dwa złote....
zdjęcia z wyprawy na Flickru








































