Kolejny wolny dzień, kolejna wyprawa. To już taka tradycja , że zamiast leczyć piątkowego kaca, lub też siedzenia pół dnia i patrzenia w ekran z informacjami o tym jak warto korzystać z życia - po prostu z niego korzystamy.
Cel Słowacja - Mała Fatra. Zwykle jedziemy na około gdyż Wojnaro zamieszkuje Andrychów, który jest po drodze prawie tak jak Bytom. Dlatego przejazd się zwykle wydłuża, o dziwo głównie o wizytę w Tesco ;) Czarno i ciemno - tak mniej więcej wyglądała aura. Prognoza pogody natomiast wskazywała dość wysoki poziom chmur oraz znikomy wiatr - KŁAMAŁA.
Trasa tym razem przez opuszczone przejście graniczne w Zwardoniu- gdzie jest sklep z kwiatkami i psy szczekają dupami. Jak widać trochę dalej Słowacy już w drogę ekspresową nie inwestowali i takiego wielkiego gmachu też nie wystawili. Po jakimś czasie zaczynają się pojawiać wierzchołki Małej Fatry i docieramy do wlotu w wąwóz prowadzący na parking pod Rozsutcem - gdzie jak to bywa w mądrym kraju nie stał chłop i nie pobierał opłaty za parking.
Zostawiamy samochód i udajemy się na przełęcz. Pogoda jest urocza - na dole wiosna - w połowie błoto - potem jesień a na grani jak zawsze huragan.
Ułatwieniem podróży było to że uciążliwe zejścia stromymi zboczami można było zjechać na własnych 4 literach. Podobno niektórych 4 litery bolą dalej.
W schronisku uczestniczy kupili sobie piwo - za 6 pln - funny nie ? Na Kasprowych chyba 18 pln jeśli dobrze pamiętam.
Have fun .
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)