Przepraszam czy w cenie biletu jest przelot śmigłowcem ?

Koniec sierpnia. Warunki, średnio udane jak na amatorskie chodzenie po tatrach, zresztą wyraźnie podobna informacja widnieje na stronach TOPR-u, tak też - warunki trudne znaczy, być może nie dla każdego . Planując cokolwiek związanego z górskimi wypadami długo planuję, sprawdzam i określam jak bardzo może się zemścić poranna świetna pogoda w ciągu dnia. Jak widać po wycieczce nie każdy ma podobny poziom zrozumienia konsekwencji, które mogą nadejść wysoko w górach .
Godzina 6, darmowy parking w Kuźnicach, tak owszem da się, nie w każdym miejscu jednak pobierają opłatę, ciekawe jak długo .
Idąc uroczą trasą w stronę kuźnic okazuje się, że budka poboru opłaty za wejście do parku już jest otwarta, ta od szlaku na Nosal już chyba trwale zamknięta, ciekawe. Opłata jak zawsze, i złowieszcze "LEGITYMACJA ! " , i nawet pół informacji żeby jednak się nastawić że po 14 będzie lało, natomiast o tym że są misie i pocztówki można się dowiedzieć.
Idziemy, do góry jakoś zawsze szybko mija i po godzinie z hakiem jesteśmy na Gąsienicowej, gdzie już panuje tłok, a jest przed 8, raczej więcej świadomych turystów niż fanów jedzenia i picia piwa w schronisku. Chmury i przewalające się poranne mgły nie wróżą jakiejś poprawy pogody, a wróżbici dzień wcześniej też nić nie wspominali o upalnym słonecznym dniu. Następny przystanek przy stawie. Podróż okazała się dość nerwowa, deszcz? burza  ?Nie sraczka. A to jest drugie co może być najgorsze w górach, pierwsze co może być ? Jeszcze większa sraczka i niedźwiedź który chce nasze kanapki.
Po upojnym chwilowym zjedzeniu sernika oraz przez niektórych śliwek, żeby mieć jeszcze więcej radości potem związanych z różnymi fajnymi rzeczami które z tego mogą przyjść, lecimy w stronę okolicznych szczytów. Na razie dużo ludzi, i dochodzę do wniosku, że Ci co byli na Giewoncie znaleźli następne hasło, które brzmi ZAWRAT. Wręcz tłum, różny różnisty, niestety w większości ten radosno- upojny wraz z grupą ledwo wytrzeźwiałych ludzi, którzy chyba wzięli sobie za cel euforię darcia ryja co 10 min . Ej Ruchy , Ej szybciej Piotrek ruszaj dupę - i tak na całe góry. I problem polega na tym, że ani mu strzelić w ryj ani złamać nogi bo to i tak nie rozumie a dreć się będzie dalej . No nic, po jakimś czasie na szczęście szlak czarny jest na tyle miły, że skręca w lewo i okazuje się, że już idziemy sami. Im dalej tym mniejsze ludziki, które tłumnie w stronę Zawratu pełzają. W pewnym miejscu zaczyna być dostrzegalna grań Orlej i turystów przemierzających ją tego dnia. Pogoda powoli zaczyna się klarować, nawet słońce wychodzi, ale nic to bardziej mylnego. Zza szczytów widać w tle kotłujące się czarne chmury. Zaczyna padać drobny deszcz i pojawiają się pierwsze obawy czy idziemy dalej .
Po 20 minutach kolejne rozwidlenie i zielony szlak na Granaty oraz czarny na Żleb Kulczyńskiego. Bierzemy się zielonym i zaczynamy spokojnie wspinać się, czyli raczej iść, bo wspinania tym szlakiem brak. Natomiast widokowo całkiem przyzwoicie, a i chmury zaczynają przewijać sie przez granie okoliczne tworząc dość ciekawe widowisko. Po godzinie wychodzimy na Grań Orlej Perci i po chwili dalej czerwonym szlakiem przemieszczamy się w kierunku kolejnych szczytów, szlak bez utrudnień, co nie znaczy że brak ostrożności może być przykre w skutkach . Na górze już więcej ludzi . I też niezła mieszanka, ciekawe obuwie, ciekawe ubrania oraz ciekawe perspektywy oraz pytania w stylu -- yyy a na Łysą Polanę to którędy  ?
Cały czas jednak w głowie kołata się myśl,że zacznie padać a wtedy już szlak bez utrudnień robi się szlakiem z jednym wielkim utrudnieniem, natomiast z przerażeniem obserwując turystów dochodzę do wniosku że jakoś nie dostrzegali tego i być może w cenie tego biletu do TPN jest przelot gratis śmigłowcem.  Po 20 min i paru fotach, schodzimy żółtym szlakiem nad staw. Po drodze pogoda jednak była już mniej komfortowa i przy samym stawie zaczyna dość obficie padać. Im bliżej stawu tym więcej radosnych krasnali w opakowaniach plastikowych kolorowych , taki klux klu klan w liczbie dużo.  Droga w dół się trochę dłuży, rozmowy o dupie marynie jak zawsze pomagają, ale nogi bolą, a do BB droga daleka jeszcze, a kierowca piwa by się już napił ....
Reasumując to myślę, że góry są dla każdego, tak jak i prawo jazdy, i poruszanie się po drogach. Natomiast odpowiedzialności każdy musi się nauczyć, na drodze jej niezmiernie mało a kierowcy zakładają, że jeśli nic się nie dzieje to być może się nie stanie i przenoszą ten typ rozumowania w góry .
ps. Dobrze znów popatrzeć na Tatry z wysokości : )


Created with flickr slideshow.